Rodzic na oddziale pediatrycznym traktowany jest jak intruz. Tymczasem zdejmuje on z personelu wiele obowiązków pielęgnacyjnych, a jego obecność wpływa pozytywnie na leczenie. Szpitale powinny wręcz zachęcać rodziców do pobytu z dziećmi na oddziałach. Zmieńmy polskie szpitale razem!
Śpią na podłodze albo skuleni na krześle. Nie dostają jedzenia, picia. Nie mają się gdzie umyć. Są zmęczeni, zestresowani, zagubieni, boją się zadrzeć z personelem. Więźniowie? Nie. Rodzice na oddziałach pediatrycznych.
Opowieści jest wiele i prawie każdy to przeżył. Fora internetowe huczą od narzekań. Matka po cesarce spędzała noce przy niemowlęciu na krześle, mimo że ciągnęły ją szwy i bolał brzuch. Ojciec nie mógł się doprosić informacji o stanie zdrowia dziecka, długości przewidywanego leczenia, był zbywany przez lekarzy. Inna matka dowiedziała się, że nie dostanie na pobyt z dzieckiem w szpitalu zwolnienia L4, bo jej obecność przy dwulatku to kaprys, a nie konieczność. Ktoś inny dopiero przy wypisie został poinformowany, że ma zapłacić kilkadziesiąt złotych za każdy dzień spędzony przy dziecku – za zużyte media.
Survival przy dziecku
Prawie każdy, kto towarzyszył dziecku podczas choroby, przeszedł ten survival i wie, jak sprawnie upchnąć karimatę pod łóżko i ułożyć się na podłodze w ciasnej salce, jak spać przy zapalonym całą noc świetle. Wreszcie, jak rozmawiać z personelem, powstrzymując frustrację, jak zawierać sojusze z pielęgniarkami, by mieć pewność, że dziecko zostanie potraktowane delikatnie przy zabiegach.
Zmieńmy to. Rodzic w szpitalu to nie intruz. To ogromna pomoc. I oszczędność – gdyby rodzice nie pielęgnowali dzieci sami, szpitale musiałyby zatrudnić więcej białego personelu. Obecność rodzica – dziś już to wiemy, mówią o tym naukowcy – jest korzystna w procesie leczenia dziecka, redukuje jego stres, przyspiesza zdrowienie.
I tak jest dużo lepiej niż kiedyś. W PRL-u rodzic nie był wpuszczany na oddział w ogóle lub tylko w wyznaczonych godzinach. Moja mama wspomina, jak szlochała, patrząc przez szybkę w drzwiach, jak zaczynam kołysać się w łóżeczku – otępiała z samotności i braku czułości.
Dziś jest inaczej. Europejska Karta Praw Dziecka w Szpitalu podpisana w 1988 r. przez 13 krajów na I Europejskiej Konferencji Stowarzyszeń na rzecz Dzieci w Szpitalu (Polska jej nie ratyfikowała) mówi jasno: rodzicom należy stwarzać warunki pobytu w szpitalu razem z dzieckiem, należy ich zachęcać i pomagać im w pozostawaniu przy dziecku. Pobyt rodziców nie powinien narażać ich na dodatkowe koszty lub utratę zarobków. Aby mogli uczestniczyć w opiece nad dzieckiem, powinni być na bieżąco informowani o sposobie postępowania i zachęcani do aktywnej współpracy. Mają prawo współuczestniczyć we wszystkich decyzjach dotyczących leczenia.
To są nasze prawa!
Prawo do obecności rodzica w szpitalu przy dziecku, prawo do rzetelnej, klarownej informacji o procesie leczenia zapisał właśnie rzecznik praw dziecka Marek Michalak wraz z rzecznikiem praw pacjenta Krystyną Barbarą Kozłowską w Karcie Praw Dziecka-Pacjenta. Kartę rozesłano do szpitali prowadzących oddziały dziecięce oraz do sanatoriów i placówek medycznych, z których korzystają najmłodsi.
Prawo do sprawowania opieki pielęgnacyjnej przez osobę bliską wynika też z ustawy z 30 sierpnia 1991 (19 ust.3 pkt1). Rodzice, którzy czują, że te prawa nie są przestrzegane, powinni domagać się ich, powołując się na te zapisy.
Nadal jednak sytuacja rodziców w szpitalach wygląda fatalnie. Zmieńmy to, to możliwe. „Wysokie Obcasy” i Fundacja MaMa zaczynają akcję „Szpital przyjazny rodzicom”. Zapraszamy do debaty rodziców, personel szpitalny, pielęgniarzy, lekarzy, dyrektorów szpitali. Zapraszamy NFZ, ministra zdrowia. Wiadomo, że część zmian wymaga pieniędzy – ideałem byłoby zapewnienie rodzicom łóżek (lub chociaż rozkładanych foteli) i dostępu do aneksu kuchennego. Ale już dziś, bez nakładów finansowych, może zmienić się stosunek personelu do pacjentów i ich opiekunów.
Chcemy stworzyć listę dobrych praktyk i standardów, które szpitale chcące zasłużyć na miano „szpitala przyjaznego rodzicom” będą spełniać. Nie chodzi o to, że jesteśmy jako rodzice roszczeniowi. Chcemy, by na lepsze zmieniła się również sytuacja personelu na oddziałach pediatrycznych, które są często zaniedbane.
Piszcie na wysokieobcasy@wyborcza.pl o swoich dobrych i złych doświadczeniach w szpitalu. Wskażcie miejsca, które warto polecić i te, które wymagają zmiany. Piszcie, jakie warunki powinien spełniać szpital przyjazny rodzicom.