Kanadyjka, Camille Allen, nauczyła się rzeźbić od babci swojego męża, Clary Allen. Najpierw tworzyła figurki lalek, ale konsekwentnie zmniejszała ich rozmiar, aż w końcu udało jej się uformować miniaturowego ludka o wielkości 2 cali (ok. 5 cm).
Wtedy wpadła na pomysł, aby rzeźbić noworodki – jej pierwszy niemowlak mierzył 3 cale, miał pępowinę oraz był ułożony w pozycji embrionalnej. Dzisiaj tworzenie słodkich bobasów z masy przypominającej marcepan stało się jej codziennym zajęciem, fascynującym hobby i… sposobem na życie.
Wbrew pozorom, w dzieciństwie Camille nie marzyła o karierze artystki i chciała być weterynarzem albo urzędnikiem. Gdy jednak zaczęto doceniać jej pracę, a sama odkryła, jak wielką radość może sprawiać lepienie małych laleczek, postanowiła iść za ciosem i nie rezygnować z szansy robienia czegoś niezwykłego.
Mimo że rzeźbienie sprawia jej ogromną satysfakcję, wymaga również nie lada wysiłku, staranności oraz precyzji. Stworzenie jednego niemowlaka zajmuje tydzień – w tym czasie Camille może odpowiednio zadbać o każdy, nawet najmniejszy szczegół swojego dzieła sztuki. I choć świat obiegła plotka, że jej noworodki wykonane są z marcepanu, to tak naprawdę rzeźbi je z glinki polimerowej lub żywicy. To bardzo miękkie i delikatne materiały, które łatwo dają się modelować, a po rozgrzaniu stają się twarde i solidne.
Jeśli chodzi o narzędzia, jakich używa Camille, to znajdują się wśród nich bardzo precyzyjne narzędzia dentystyczne oraz wykałaczki. Ale tajemnica tak realnego wyglądu figurek leży w tym, co dzieje się po zastygnięciu glinki – Camille maluje miniaturowe cuda farbą, a ich główki pokrywa delikatnym moherkiem. Zazwyczaj bobasy mierzą ok. 1,5 cala, choć zdarza jej się jeszcze rzeźbić noworodki o rzeczywistej długości, około 21 cali. Jak jednak zauważa Camille, unikalność jej lalek polega właśnie na ich niewielkich rozmiarach i to właśnie okazy w wersji kieszonkowej są nagradzane na konkursach lalkarskich.
Talent artystki doceniają nie tylko profesjonalni rzeźbiarze, ale również zwykli ludzie, najczęściej rodzice, których dzieci opuściły już rodzinne gniazdo, a oni sami chcą mieć przy sobie coś, co przypominałoby im o czasach młodości. W niektórych zachodnich domach miniaturowe niemowlaki wręcza się w prezencie świeżo upieczonym matkom, aby w ten sposób zaakcentować rozpoczęcie nowego etapu w ich życiu. Duże grono klientów Camille to również kolekcjonerzy, właściciele galerii sztuki albo wystawcy. Allen zawsze jednak przestrzega, że tworzone przez nią figurki nie są najlepszym podarkiem dla dziecka, gdyż ich kruchość i miniaturowy rozmiar może być zagrożeniem dla malucha. Wśród nabywców maleńkich dzieł sztuki są głównie Amerykanie, Kanadyjczycy, Hiszpanie i Brytyjczycy, ale zdarzyły się również przypadki zakupów przez Polaków, Japończyków, Dubajczyków, Brazylijczyków, Australijczyków i Filipińczyków.
Camille jest dumna, że cuda, które rzeźbi, podróżują po całym świecie, pojawiają się w telewizji, gazetach czy na międzynarodowych wystawach. Największą satysfakcję daje jej jednak świadomość, że maleńkie noworodki sprawiają komuś ogromną radość i przypominają o cudownym czasie macierzyństwa. Sama Camille również marzy o własnych dzieciach, ale nie chciałaby tworzyć figurek na ich podobieństwo. Nie zmienia to jednak faktu, iż uważa, że mały, dopiero co narodzony człowiek, jest istota doskonałą – tak spokojną, delikatną i niewinną, że nigdy nie przestanie jej inspirować.
Nadia Tyszkiewicz; papilot.pl